-Czyli tak w
skrócie. Ty czytasz w myślach?
-Wow ty to
potrafisz skrócić godzinną opowieść. Tak to mniej więcej wygląda
-Aha dobrze wiedzieć - powiedział jednocześnie
ze zdenerwowaniem pocierając rękoma o swoje i tak już przetarte dżinsy
-I co ty na
to?- spytałam nie mogąc już wytrzymać napięcia.
-Nie wierzę
ci. Tak serio to najgorsza wymówka na świecie.
-Ale to nie
wymówka
-To
udowodnij mi, udowodnij mi, że to prawda
-Ale jak?
-w tym chyba
nie mogę ci pomóc.- odpowiedział. Byłam w punkcie wyjścia. Jak mam mu
udowodnić. Chwileczke, przecież to takie proste.
-Josh czekaj
– powiedziałam gdy chłopak chciał już odejść- kiedy miałeś pięć lat tata
niechcący zabił twoją rybkę, twój ulubiony kolor niebieski, sypiasz ze swoim
psem, a na drugie masz Adam. I co teraz mi wierzysz?
-Ale jak..jak
to możliwe?
-Sama nie
wiem..tak już po prostu jest i nic nie da się z tym zrobić.
-Super
-Czekaj czy
ja się nie przesłyszałam, ty powiedziałeś super?
-No tak, a
czemu nie, przecież czytanie w myślach to super sprawa
-Też tak
kiedyś myślałam, ale to nie do końca prawda
-Dlaczego?
-No takiej mocy
można fajnie używać, tylko, że od kiedy je mam nie czuję się bezpiecznie
-Jak to?
-Ktoś mnie
ściga i to nie dla żartu, by mnie nastraszyć, to jest poważne i normalnie nigdy
tego nie mówię, ale ja się boję.
-Będzie
dobrze – pocieszył mnie
-Jedynie
jeśli odkryje kto mnie śledzi, co potrafi i czemu mnie śledzi, a potem jak go
powstrzymać i dopiero wtedy będzie dobrze – wyrzuciłam z siebie.
-Posłuchaj
pierwszy krok do wygranej to spokój, a więc uspokój się
-Już, już,
już, jestem spokojna
-Dobrze, co
ty na spacer po szkole?
-a do kąd
mnie zabierzesz?
-do lasu
-Do lasu,
Josh to jest dość dziwne miejsce spotkań
-No właśnie,
dlatego my się tam spotykamy
-Okej
spotkajmy się przed szkołą.
Jak się
umówiliśmy spotkaliśmy się od razu po lekcjach przed budynkiem szkoły.
-Czasem mi
się wydaje jakby nasza buda miała tysiąc lat
-Tak jest
dość stara, ale tysiąca bym jej nie dała, może dziewięćset dziewięćdziesiąt
dziewięć- zażartowałam, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Jakieś
piętnaście minut później doszliśmy do lasu naprzeciwko mojego domu. Pełen drzew
liściastych sięgających aż do chmur i krzaków z jadalnymi jak i trującymi
owocami. Nigdy nie zagłębiłam się w ten
las, raczej spacerowałam gdzieś gdzie widać, było jeszcze ulice, ale teraz
szliśmy dalej. Ja kroczyłam kilka kroków za Joshem co chwile oglądając się za
siebie i patrząc, czy widać jeszcze kawałek ulicy. Las był naprawdę piękny w
pewnym momencie szłam z głową wpatrzoną w korony drzew, że aż potknęłam się o
wystający korzeń, w rezultacie upadłabym w błoto, ale w ostatniej chwili złapał
mnie Josh.
-Jak to
jest, ze już trzeci raz uratowałeś mnie?
-Widocznie
mam do tego talent – odpowiedział z uśmiechem.
Mama zawsze
mówiła mi, żeby zapamiętywać najpiękniejsze momenty z życia i nie pozwolić
niczemu zniszczyć tych wspomnień. I właśnie w tym momencie czułam, ze nie chce zapomnieć
tego dnia nigdy, ja i mój prawdziwy przyjaciel, nigdy bym się nie spodziewała,
ze moje marzenia mogą się tak szybko spełnić i tak wiele zmienia, na lepsze.
Jednak jak zwykle bywa z tym moim szczęściem, nie mogę pozostać szczęśliwa, bo
gdy już dochodzimy do części lasu która wydaje się o wiele bardziej ciemna niż cześć
lasu która właśnie szliśmy i o wiele bardziej mroczna i straszna niż tamta cześć
lasu. Tu wydawało mi się, ze krzaki przybierają jakieś dziwne kształty, jakby
krzyk, skala w kształcie tasaka i ociekająca z niego krew w postaci wody ze
strumienia. Wszystko tu wydawało się takie ciche, a ta cisza wręcz zabijała,
gdy po chwili rozlegał się ogłuszający pisk. Zasłoniłam uszy i wykrzywiłam się
z bólu próbując nie upaść na ziemie. Po chwili chalaz ustal i mogłam odsłonić
uszy. Spojrzałam na Josha, po jego wyrazie twarzy wyczytałam, ze również jest
zdziwiony i ma złe przeczucia.
-Nigdy nie widziałam
tego miejsca- powiedziałam do chłopaka.
-Mam złe
przeczucia, lepiej chodźmy z ta.
-Czekaj. -zatrzymałam
go -chce zobaczyć...
-co?
-właśnie nie
wiem, ale wiem jedno, nie Bede jak inni, ja chce ryzykować, bez ryzyka nie ma
zabawy, słowa Elizy
-skoro tak
chcesz, ale jeśli cos nam się stanie to zabije Elizę.
-przykro mi
ci o tym mówić, ale to ona raczej prędzej cię zabije - wolałam go jednak uświadomić
o strasznej prawdzie. Przecież wszyscy wiedza, ze Eliza jest silniejsza od
Josha.
-dobra, ale wrazi
jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, od razu się wycofujemy ok?
-jasne,
tylko mi się tu nie rozpłacz, to tylko dość dziwnie wyglądający lassa- uspokoiłam
go i ruszyliśmy przed siebie.
Przez chwile
miałam ochotę zajrzeć do jego myśli. Zobaczyć jego najskrytsze pragnienia i
obawy, ale wiem, ze gdybym to zrobiła to wszystko straciłoby swój czar, a on
nigdy by mi tego nie wybaczył. Naprawdę trudno nie korzystać z takiej super
mocy, to jest strasznie kuszące, dzięki temu nie musze bać się odrzucenia i
zawsze wiedzieć co powiedzieć, ale przy Joshu tego nie potrzebowałam, bo i tak
zawsze jakoś tak wychodziło, ze wiedziałam co i gdzie powiedzieć.
-Widzisz to
tam?- odezwał się nagle chłopak i wskazał gdzieś palcem. To było małe jeziorko pełne
ciemnej wody w której nie było widać dna, ale nie było pewne czy jest
zanieczyszczona, czy to jedynie taka gra świateł.
-jezioro? Wygląda
normalnie.
- nie. Tam -
wskazał na cos obok jeziora. To stawało się coraz większe i większe aż uformowała
się z niego postać człowieka, a raczej cienia. Tego samego którego spotkałam
dzisiaj rano.
-Ej to przez
ciebie spóźniłam się na pierwsza lekcje
-to chyba
nie czas żeby się żalić - mądrze zauważył Josh
- no fakt,
ale to jego wina - zwrocilam sie do niego i wtedy cien odwroci glowe,
wiedzialam co zaraz nadejdzie - biegnij, biegnij, biegnij - wrzasnęłam do chłopaka
i w momencie gdy ruszyliśmy biegiem cień rzucił się do biegu. Nigdy nie byłam
najlepsza w bieganiu, wiec już po kilkunastu krokach byłam zasapana i musiałam się
trzymać za bok. Odwróciłam głowę do tylu i zobaczyłam jak cień wyciąga luk i
strzale i automatycznie przyspieszyłam, zęby dorównać Joshowi.
-Skąd on wytrzasnął
luk?
-nie zajmuj się
tym tylko biegnij!
-Lewo! - krzyknęłam
do niego
-co?
- unik w
lewo- Josh zdążył się odsunąć sekundę przed tym, gdy strzała przeleciał tam
gdzie przed chwilą stał.
-Dzięki –
uśmiechnął się z ulgą
-Uważaj
teraz z drugiej strony, w górę, kucnij, podskocz i biegnij ile sił w nogach – radziłam
mu cały czas co ma robić dopóki mojej głowy nie przeszył przeraźliwy zgrzyt.
Złapałam się za uszy i krzycząc zemdlałam.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 8 dodany dzień wcześniej, bo leże chora w łóżku. Mam nadzieje, że i ten wam się spodoba, w razie jakichś błędów pamiętajcie, żeby pisać w komentarzach, bo mi zależny na waszej opinii.
Zapraszam również do zakładki pytania do zadawania pytań.
To chyba tyle, do następnej notki, która będzie...nie wiem kiedy. Oczekujcie jej w każdym momencie.
Rozdział 8 dodany dzień wcześniej, bo leże chora w łóżku. Mam nadzieje, że i ten wam się spodoba, w razie jakichś błędów pamiętajcie, żeby pisać w komentarzach, bo mi zależny na waszej opinii.
Zapraszam również do zakładki pytania do zadawania pytań.
To chyba tyle, do następnej notki, która będzie...nie wiem kiedy. Oczekujcie jej w każdym momencie.
EDIT: Rozdział poprawiony :D