środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 18



Dziś jest ten wielki dzień, bal halloweenowy.
Na ten moment czekałam...od kilku dni. Ale długość czekania nie ma znaczenia, a
ten dzień w którym ma się wszystko wydarzyć. Dzisiejszy dzień niestety z góry
zwiastował katastrofę. Zaczęło się od pięknej jesiennej pogody za moim oknem,
potem z ciuchami w reku idąc do łazienki przewróciłam się. A czemu? Bo cala
podłoga była zalana. Wtedy z pokoju wyszedł mój braciszek Gabe cały ociekający
wodą.

-Możesz się wytrzeć?! Moczysz podłogę- poprosiłam poirytowana.
-Siostra nie pieklij się tak, przecież nic ci się nie stało, a skoro już
siedzisz na podłodze to możesz ją umyć?- po czym rzucił w moja stronę mop i
wiadro. - dzięki - powiedział do mnie zanim chamsko zamknął drzwi od łazienki.
Ja natomiast spędziłam pol godziny przez co spóźniłam się do szkoły. To było
moje pierwsze spóźnienie w życiu, i do tego pierwsza lekcja był angielski z
panią Violettą.
Jak nie trudno się domyślić, miałam przechlapane i gdyby nie dobroć pani od
angielskiego miałabym uwagę za wagary przez co mama zapewne nie puściłaby mnie
na bal. Kolejne lekcje ciągnęły się niemiłosiernie. Nauczyciele w ogóle nie
odczuwali tego klimatu podniecenia, cóż się dziwić, większość z nich będzie do
końca życia mieszkać z bandą kotów.
-I jak tam humor przed balem - spytał się mnie w pewnym momencie Josh
-Lekko zdenerwowana, wystraszona, podekscytowana, a na koniec mogę dodać, ze
mam niestrawności.
-Takie uczucia? Przecież to zwykły bal szkolny.
-Josh to moja pierwsza taka impreza, zazwyczaj byłam tylko ja i książka, dziś
będzie inaczej. I właśnie tego się boje, bo jak...no..jakby coś poszło nie tak
to ja...
-Ej spokój, nic nie pójdzie źle, idziemy przecież tam razem.
Nie miałam pojęcia czy miał na myśli jego i mnie, czy cala nasza paczkę, ale
czy to ważne, grunt, ze nie samemu.
-Cisza!!- wrzasnął na nas nauczyciel na co oboje umilkliśmy, a on powrócił
do prowadzenia lekcji której i tak nikt nie słuchał.
-Naprawdę nie masz się czym martwic- pocieszył mnie Josh
-Wiem - ale to nie takie proste jak się wydaje''chciałam powiedzieć, ale
wolałam już bardziej nie denerwować nauczyciela.
Tak naprawdę to było okropne, wiesz coś, ale niepewność i strach bierze gorę,
a w rezultacie sama wszystko niszczysz, a to wszystko przez strach przed
kompletna klapa. Także jak uniknąć klęski? Może wystarczy po prostu rozluźnić
się i dobrze się bawić? Ale teraz z reguły nadchodzi pytanie jak się
rozluźnić, nie da się tego zrobić tak chop siup zwyczajnie o tym mówiąc,
trzeba działać.
Lekcje skończyliśmy o szesnastej, a mój strasz pogłębił się, bo przez cały
dzień nie widziałam Elizy, a ona miała mi dzisiaj przynieść moją sukienkę.
Czyżby postanowiła dzisiaj nie przyjść do szkoły? Mogłam zrobić to samo,
uniknęłabym przynajmniej tego stresu. Ale z nim kiedyś w końcu trzeba się
zmierzyć.
Jednak znalazłam jakiś sposób, by powstrzymać swe myśli od balu. Słuchałam
rozmów innych, wyłapywałam ciekawe wątki, najciekawsze było słuchanie kto z
kim idzie na bal. No tak było ciekawe dopóki nie dowiedziałam się z kim idzie
Freddie.
-Amber- przywitałam się z udawana dobrocią, a tak naprawdę miałam ochotę jej
wypruć flaki.
-A czemu ty się do mnie odzywasz? -spytała z wyższością w glosie
-Słyszałam, ze idziesz a bal z Freddiem
-No ta, ładni ludzie muszą się wspierać
-Aha
-Normalnie, by mnie to nie obchodziła, ale nie chce wyglądać w oczach innych
na zołzę, wiec opowiedz mi z kim ty idziesz na bal.
-Z Joshem
-To wy teraz jesteście parą?
-Nie, nie my idziemy jako przyjaciele -wytłumaczyłam jej ze śmiechem myśląc
nad tym co ta Amber ma w głowie.
-Każdy na początku tak mówi- powiedziała do mnie i nie czekając na moja reakcje
ruszyła dumnie korytarzem.
Cala Amber- pomyślałam.
Słuchanie czyichś myśli jest zajmujące, ale nie na długo. Po rozmowie z Amber
wyszłam ze szkoły do domu gdzie czekała już na mnie Eliza.
-Czemu cię nie było w szkole?- spytałam od razu, gdy do niej podeszłam.
-Potrzebowałam czasu na dokończenie tego - i wyciągnęła z torby czarny
materiał.
-Idealnie.

***

Godzina dwudziesta pierwsza, jestem w drodze na bal. Mam na sobie piękna
kreacje ze strychu udoskonaloną przez Elizę. Doszłam przed budynek szkoły,
gdzie już stała Maya w pięknej czerwonej sukience, do tego conversy i czerwone
rogi diabla. Wyglądała na lekko zdenerwowana.
-Maya wszystko w porządku?- spytałam przyjaciółkę
-Nie, nic nie jest w porządku, zaraz przyjdzie Jake, a ja chyba zaraz
spanikuje i ocieknę - zapiszczała Maya.
-Nie masz powodu, wyglądasz pięknie.
-Ale tak się nie czuję.
-Po prostu bądź sobą i będzie dobrze.
-Ja ci mowie, ze nie dam rady.
-Co się dzieje?- do tej sytuacji nagle dołączyła Eliza. Miała na sobie
piękną czarna suknie z koronkami i diamentami na dekolcie.
-Maya panikuje -wyjaśniłam.
-O patrz Maya, idzie Jake.
-To ja uciekam - chciała zwiać, ale w ostatniej chwili złapałam ja za sukienkę i
zatrzymałam.
-Maya uwierz w siebie, na pewno będzie dobrze.
-Rebecca czasem nie potrzebne są zachęcające słowa, a zachęcające pchniecie -
i zanim Maya zdążyła się zorientować co się dzieje pchnęłyśmy ja prosto w
ramiona Jake'a.
-Lepiej zostawmy ich samych- powiedziałam do Elizy po czym weszłyśmy do szkoły.
W szkole spotkałyśmy Masona, więc zostawiłam go samego z Elizą i ruszyłam
dalej w poszukiwaniu Josha. Znalazłam go kolo szafek i od razu do niego
podeszłam.
-Maya jest z Jake'iem, Eliza jest z Masonem, idziemy?- i wyciągnęłam w jego
stronę rękę, a on ja złapał i weszliśmy na sale.
Sala gimnastyczna w ogóle nie przypominała codziennej sali w której
odbywały się mecze i apele. Dziś jednak nie pachniało tu potem i starta guma,
a jakimiś słodkimi perfumami? Ważne, ze atmosfera była o wiele przyjemniejsza
niż przez pozostałe trzydzieści dni w roku.
Z sufitu zwisały pajęczyny, pająki, i inne ohydztwa.
-Trochę przypomina mi to ten las gdzie był cień.
-Tak, odrobinę, ale tamto to była natura, a tu to bibuła i plastik.
Gdy weszliśmy na sale od razu poczułam się jakbym latała. Muzyka z
głośników i piękne dekoracje wpłynął na mnie jak dobry kopniak.
-Chodź, zatańczymy- zaproponowałam chłopakowi
-My? Razem?- zdziwił się Josh
-No, a co myślałeś głupku, że tyle się szykowałam, by spędzić wieczór
pod ściana? No chodź.- i pociągnęłam go na parkiet,a on ruszył niepewnym
krokiem.
Okazało się, że Josh nie tańczy najgorzej, ważne, że nie deptał mi po
stopach.
Po jakimś czasie na parkiecie spostrzegłam również Elzę z jej chłopakiem
i Maye z Jake'iem, ci drudzy szybko gdzieś zniknęli.
-Pójdę po coś do picia- szepnęłam, a on tylko pokiwał głową na znak, ze tu
poczeka. Ruszyłam przedzierając się przez tłum ludzi dopóki na kogoś nie
wpadłam.


-Przepraszam- wykrztusiłam z siebie.
-Nie to ja przepraszam...ze nie zauważyłem cię wcześniej- w moja stronę
odwrócił się chłopak o czarnych włosach ubrany w ciemne kolory. Najbardziej
zwróciłam uwagę na jego oczy, najpierw wydawały mi się jakieś diabelskie, cale
czarne, ale teraz to były zwykle oczy w których dostrzegałam dziwne płomyki.
-Zatańczymy? - zaproponowałam z niewiadomego mi powodu
-Jasne- odpowiedział, chyba mi się wydawało, ale widziałam jakby się
uśmiechnął szyderczo. Jednak coś dziwnego kazało mi o tym zapomnieć i iść na
parkiet. Przetańczyliśmy cala noc.
 ---------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i mamy kolejny trochę spóźniony rozdział, i przepraszam za to. Jestem właśnie po pierwszym dniu testów gimnazjalnych, które mimo stresu okazały się proste. Jutro czeka mnie matma i przyrodnicze, czyli prawdziwe piekło. Ale wam życzę miłego rozdziału (trochę długi), właśnie teraz zaczyna się rozkręcać.

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 17



Nie wiem jak ja mam przetrwać do balu halloweenowego. Cały dzień czuwa nade mną Josh i dziewczyny, nie lepiej jest w nocy kiedy chłopak nie może być przy mnie i co pięć minut do mnie wydzwania z pytaniem czy jeszcze żyje. Mam go dość, on chyba bierze to za poważnie.
Chcą cie zabić, nie wiem co o tym myślisz, ale mi się wydaje, ze to jest poważna sprawa. Josh się o ciebie martwi, a ty jeszcze robisz mu wyzuty, jedyną osoą która tu zawiniła jesteś Ty.
Racja. Gdybym nie marzyła, gdyby wystarczyło mi to co mam pewnie bym teraz siedziała w pokoju i malowała, sama, ale żywa. Teraz boję się o siebie. Skoro człowiek który potrafi oderwać cień od człowieka chce mnie to może naprawdę nie jestem nigdzie bezpieczna. Ale przecież już od dawna nie działo się nic podejrzanego…no bardziej podejrzanego niż zazwyczaj.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam drzwi od pokoju i jak najszybciej popędziłam na przedpokój, żeby zdążyć przed rodzicami, ale ich nie było. Otworzyłam zdzwiona drzwi. Stał w nich Josh. No, a kogo mogłam się spodziewać. To jedyny przyjaciel który wpada do mnie do domu.
-Hej znowu chcesz sprawdzić, czy żyję? – spytałam próbując nie zdradzać jak bardzo mnie to irytowało.
-Nie. Pomyśleliśmy, że przed balem możemy spędzić trochę czasu razem. – odpowiedział wyszczerzając zęby
-Jak to my?- zdziwiłam się, ale wtedy zza pleców Josha wyłoniła się Maya i Eliza z szerokimi uśmiechami.
Maya była ubrana w fioletowa koszulke na krótki rękaw, czarną kamizelke z łańcuchami, do tego czarne rurki, zimową kurtke i tenisówki. Eliza za to ubrała złotą koszulke na ramiączka z cekinami, czarne leginsy, vansy i skurzaną kurtke. Jak to możliwe, że ona nie marznie?
-Nie przeszkadza ci ze wpadłyśmy?
-No coś wy, akurat moi rodzice gdzieś wyszli, więc cała chata jest wolna.
-A gdzie Gabe? – spytała Josh który już zdążył go poznać osobiście.
-Kolejna randka. Tym razem Sara. Wchodźcie – zaprosiłam ich do środka, a oni posłusznie weszli dzięki czemu mogłam w końcu zamknąć drzwi. Goście posłusznie zdjęli buty i weszli do salonu.
-Okej to co zaplanowaliście?
-Zabawa, zabawa i jeszcze raz zabawa!- wykrzyczała Eliza
-El chciała powiedzieć, ze przynieśliśmy kilka gier.
-Zapowiada się fajnie.
Przez reszte soboty graliśmy na playstation, potem graliśmy w gry planszowe, tańczyliśmy, śpiewaliśmy na karaoke, a przede wszystkim dobrze się bawiliśmy.
Właśnie w takich momentach najtrudniej podjąć decyzje. Wiesz, że powinieneś chcieć być normalną, ściągnąć z siebie groźbe śmierci, ale jednocześnie tak dobrze ci jest teraz, wśród przyjaciół.
Na koniec włączyliśmy jakiś stary film i w czwórkę zasiedliśmy na kanapie. Maya i Josh zaczęli dyskutować o tym, czy bohater jest ciapciakiem (nie ogarniam skąd im się wziął ten pomysł), a ja z Elizą na drugiej połowie kanapy siedziałyśmy w ciszy, aż ona się odezwała:
-Pokażesz mi co założysz na bal?
Bez słowa zaprowadziłam ją do mojego pokoju i wskazałam czarny materiał. Ona wzięła go do rąk, pomacała i powiedziała:
-Przymierz
-Co? Nie ja…nie
-Przymierz, chce zobaczyć jak w niej wyglądasz
Nie protestując złapałam sukienke i weszłam do łazienki. Jednak z tą sukienką okazał się mały problem, bo wyglądałam w niej okropnie. Wcześniej jej nie mierzyłam, bo nie widziałm takiej opcji, że może na mnie nie pasować. Najwidoczniej się myliłam.
-Skończyłaś? – sapytała się przez drzwi Eliza
-Tak – i wyszłam trzymają w ręku czarny materiał, rzuciłam jej sukienke i z posępną miną usiadłam na łóżku.
-Co się stało? – spytała zdziwiona
-Wyglądam w niej okropnie
-Jak to? Nie mierzyłaś jej wcześniej?
-Wiem głupie, ale myślałam, że…
-Nie martw się Reb ja coś na to poradzę.
-Ale co ty chcesz zrobić?
-Wezme tą sukienke ze sobą do domu i jutro przed balem ci oddam.
-El…-zaczęłam, ale ona mi przerwała
-Nie Reb, nic nie mów tylko chodź na dół do reszty.- i pociągnęła mnie na dół.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak widzicie dodałam ( z tableta, więc nie miałam jak poprawić tych moich licznych błędów), mimo tego, że nie doszliście do 15 komentarzy, jednak chcę, żebyście wiedzieli, ze mi smutno z tego powodu, ze pod proloem bylo 30 komentarzy, a teraz dochodzimy do 8, wiem, ze to nie ilosc, a jakosc sie liczy, ale to daje mi tez znac ile osob mnie czyta i ta liczba sie znacznie zmniejszyla, jesli robię coś źle, nie podoba wam się co się dalej dzieje to napiszcie, chcę wiedzieć na czym stoje.

Obserwatorzy