piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 12



Postanowiłam, nie wiem, czy na stałe, napisać taką informacje ode mnie na górze przed rozdziałem. Pierwsza sprawa, kojarzycie gościa powyżej, no to kolejny artysta którego muzyke słucham, zobaczymy ile to potrwa. Teraz jeśli chodzi o rozdział, wydaje mi się, że fajnie wyszedł, ale to już zostawiam wam.



-Eliza, Eliza!
-Czego?!
-Ladny naszyjnik - wskazalam na zlota klepsydre wiszaca na polyskujacym lancuszku. W srodku klepsydry znajdowal sie proszek, nie blyszczal sie, nie mienil, to byl zwykly szary proszek. - gdzie kupilas?
- To nie twoja sprawa, masz cos do mnie, czy tylko chcialas sie wyglupic?
- Nie, chodzi o cos innego, ale pomyslalam, ze zrobi ci sie milo. Okej przejde do rzeczy, zauwazylam, ze nie przepadasz za mna.
- brawo geniuszu -zaszydzila ze mnie
-powiesz mi czemu?
-to nie twoja...
-akurat to moja sprawa. Wlasnie sie dowiedzialam, ze probowalas mi pomoc.
-chyba w twoich snach
-to byla sprawa Freddiego
-sluchaj nie opchodza mnie twoje sprawy, on to twoj problem, ni moj
-ale kiedys byl, nieprawdasz, chodzilas z nim dopoki nie zerwal z toba na oczach calej szkoly, mowiac, ze od poczatku chodzil z jakas inna dziewczyna, podczas gdy ty bylas tylko dla niego zabawka, gdy mu sie znudzilas wyzucil cie i zlamal ci serce.
-skad to wiesz?
-Wypytalam ludzi
-No i co cieszysz sie, ze znasz prawde, co z tego bedziesz miec?
-poki co nic nie mam, bo nie wiem czemu ty mnie nie lubisz
-Freddie podobal mi sie od samego poczatku, ale mnie nie zauwazal, dopoki pewnego dnia nie podszedl do mnie i Mayi i nie powiedzial, ze chce sie z nami zaprzyjaznic, bylismy zgrana paczka, on, Maya, ja i Mason, dopoki on nie wyznal mi milosci, myslalam, ze mu naprawde na mnie zalezy, ale jak sie okazalo mylilam sie. Od tego czasu obiecalam juz nikogo do mnie nie dopuscic.
-Eliza teraz wszystko rozumiem, ale posluchaj to, ze on cie tak potraktowal nie znaczy, ze ja jestem jak on, a wogole przeciez ja nie wyznam ci milosci - w koncu mi sie udalo i na jej twarzy pojawil sie lekki usmiech ktorego wciaz jednak probowala ukryc pod kamienna mina.
-Posuchaj naprawde doceniam to, ale my sie znamy, laczy nas cos co nas dwie nigdy nie polaczy, wiec nie ma co sie oszukiwac.
-A skad mozesz to wiedziec skoro nawet nie sprobujesz? Wiem, ze nied znamy sie tak dobrze jak ty z Maya, ale wy tez kiedys sie nie znalyscie i to dalo wam szanse do poznania sie.
-Ja i Maya to zupelnie inna historia
-To brzmi jakbyscie cos ukrywaly
-chyba tylko dla ciebie- powiedziala z kpiacym smiechem
-Eliza!
-Czego znowu?! Tak trudno zostawić mnie w spokoju? Zrozum ja nie lubie cię, a co ty tam myślisz to już twoja sprawa.
I bez slowa odeszla, chcialam jeszcze cos powiedziec, ale zrezygnowalam. Moj plan jednak nie wypalil, myslalam, ze jak dowie sie, ze cos nas laczy to moze w koncu by mnie polubila. Jednak okazuje sie, ze nie tak latwo dojsc do Elizy White. Zastanawiam sie jak to sie stalo, ze ona i Maya tak sie zaprzyjaznily i o co chodzi z tym wspolnym sekretem, co one moga ukrywac? Czekaj! Ten naszyjnik, widziala taki sam na szyi Mayi, moze to w nich kryje sie sekret. Jak w takim starym serailu o trzech syrenkach, gdzie dziewczyny mialy wspolny sekret, wszystkie mialy takie same naszyjniki, ktore kiedys mialy inne syreny, a one je gdzies znalazly, moze wystarczy znalezc jakis sposob, zeby zdobyc ten naszyjnik. Tylko jaki. Moze gdybym niechcacy zaczepila wlosami o jej naszyjnik, on zerwal by sie, a ja moglabym powiedziec, ze zaniose go do naprawy. Na zaden lepszy pomysl nie wpadlam, wiec tego samego dnia na stolowce wprowadzilam ten plan w zycie, jednak w rzeczywistosci wyszlo odrobina nie po mojej mysli. Kiedy mijala mnie Eliza niosac tacke do stolika przy ktorym siedziala juz lekko zdenerwowana Maya. Przeszlam kolo niej, ale nic nie wysalo, w rezultacie jedynie zamachnelam sie wlosami prosto w jej twarz, ona zaczela kasalec i odpycac wlosy przeklinajac pod nosem. Bez slowa odeszla do swojego stolika. Przez ten caly czas sledzilam jak z suma podchodzi do stolika i nakladajac noge na noge siada do stolu. Kiedy odwracalam wzrok wydawalo mi sie, ze spostrzeglam wzrok Mayi. Wygladal na ulitowanie polaczone ze smutkiem. Probowalam jej odpowiedziec za pomoca mimiki twarzy ,,jest w porzadku", ale chyba cos mi ni wyszlo i wygladalo to raczej na ,, lepiej mnie zostaw w spokoju'', i chyba tak to wygladalo, bo dziewczyna od razu odwrocila glowy i nie bylo w tym ani odrobiny wspolczucia.
Fajnie ja to potrafie zawalic tak wiele w tak krotkim czasie, a dzien sie jeszcze nie skonczyl.
Zostala jeszcze ostatnia lekcja, czyli wychowanie fizyczne, bardziej znane jako w-f. Chyba najgorszy ze wszystkich przedmiotow, a nie, jeszcze jest matma. Mimo iz wiekszosc osob uznaje w-f za jeden z tych fajniejszych przedmiotow. sie z tym nie zgadzam, bo co jest fajnego w tym, ze spocimy sie i bedziemy caly dzien smierdziec, a akurat w naszej szkole jakos nie pomyslano, by zainstalowac prysznice.
Mi jak zwykle przebieranie zajmowalo dluzsza chwile, dlatego po dzwonku zostalam sama z Eliza. Mialam w tym swoja szanse, ktora szkoda prezegapic.
-Hej Eliza - zaczelam
-Nawet nie probuj - odpowiedziala stanowczo i zaczela sciagac swoj fioletowy sweter ktory swoja droga byl bardzo ladny.
-All! - uslyszalam krzyk Elizy wydobywajacy sie z pod fioletowego swetra.
-Eliza co sie dzieje?
-Nie gap sie na mnie tylko mi pomoz! - wrzasnela na mnie, wiec podeszlam do niej i zaczelam ciagnac za sweter.
-Ałł nie tak mocno!
-Juz, poczekaj chwile - powiedzialam i chwile pozniej trzymalam w reku miekki material. Odlozylam sweter na lawke i spojrzalam na Elize spodziewajac sie ulgi, albo chociaz zwyklego drwiacego wyrazu twarzy, ale zamiast tego zobaczylam szope wlosow.
-Co jest?- spytalam lekko zdziwiona.
-Zgubilam naszyjnik- rozlegl sie przerazliwy krzyk Elizy.
-Spokojnie to tylko naszyjnik - probowalam ja uspokoic, ale bez rezultatu.
Nagle Eliza podniosla glowe i otworzyla szeroko oczy.
-Wszystko w porzadku...czekaj - dopiero teraz dostrzeglam cos, a mianowicie mgle sunaca po podlodze w strone...Elizy. Nie minela jej, tylko zatrzymala sie pod jej nogami.
-Eliza jestes mi chyba winna wyjasnienia
-mam wrazenie, ze ty mi tez

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 11

Rozdział dedykuje mojej kochanej Genesis  
(piękne wiersze piszesz i nawet nie zaprzeczaj). Nie martw się niedługo pojawi się rozdział na który tak czekasz.


Strach, strach, strach. Tylko to czułam w tym momencie. Wybiegłam z domu olewając Josha który przecież chciał się ze mną pogodzić i wyznać, ze nasza przyjaźń jest dla niego ważna, a ja spanikowałam. Panika, panika to rzecz naturalna, on na pewno to zrozumie, nie nadużyłam już jego dobroci tym razem to ja powinnam coś dla niego zrobić. Dlatego od teraz zrywamy wszelkie kontakty. Trudno mi z tym, ale tak będzie lepiej, moje towarzystwo może być dla niego złe i jest złe. Nie zasługuje na kogoś takiego jak Josh. On był dobry, opiekuńczy, tak wiele dla mnie zrobił, był prawdziwym przyjacielem, bo mi ufał, a tylko osoba która mi ufa mogła od razu uwierzyć w moje bezsensowne słowa, które na pewno większość ludzi uznałoby po prostu za niesmaczny żart.
Rozejrzałam się po okolicy. Byłam gdzieś niedaleko parku który prowadził do małej kawiarenki w której mieliśmy się spotkać. Ruszyłam powoli przez kamienną ścieżkę przyglądając się pięknej naturze.
Jak to możliwe, ze w tak ohydnym miejscu jak nasze małe miasteczko, może kryć się coś tak zjawiskowego czego ludzie nie dostrzegają.
Ptaki śpiewały, czułam się jak na koncercie po innym języku, nic nie rozumiem, a jednak strasznie mnie fascynuje.
Po chwili z koron drzew zeszłam niżej i zaczęłam doglądać ludzi w parku. Kobieta z wózkiem gnająca przez park jakby ją coś goniło, mężczyzna w garniturze przeglądający po drodze jakieś papiery, dziewczynka kopiąca kamyki do rzeki, chłopak rozrzucający papierki po zielonej trawie. Niedługo i ten park pochłonie ta sama szarość która pochłonęła całe miasto.
Podobno nasze miasto było kiedyś takim wielkim parkiem, pełne zieleni, kolorów, piękna. Ludzie wtedy nigdzie się nie spieszyli tylko cieszyli chwila obecną, jednak takie piękne rzeczy szybko się kończą. Jak widać skończyły się. Teraz nastąpiły czasy od których wolałabym uciec, schować się w jakimś pokoju bez ścian i odczekać, aż znów będzie na co patrzeć.
Zamyśliłam się, zamarzyłam o kolorowych uliczkach, a ja przecież muszę iść, iść na randkę, muszę przestać marzyć i iść.
Na szczęście od tej części parku do kawiarni nie było daleko, przeszłam nie całe pięćdziesiąt kroków i wtedy ujrzałam całkiem sporej wielkości budynek. W środku było pełno foteli i stołów, lada za którą stałą kelnerka obsługując klientów, a na jednym z bujanych wysokich krzeseł przy ladzie siedział Freddie i wpatrywał się w ową kelnerkę. Miałam nadzieje, że po prostu z nią gadał, a nie ją podrywał, bo to byłoby trochę niezręczne w związku z naszą randką.
Weszłam do środka i od razu rozległ się dzwonek nad wejściem. Freddie obejrzał się, zobaczył mnie po czym szepnął coś na ucho kelnerce na co ona się lekko zaśmiała, a on ruszył w moim kierunku.
-Siema – przywitał się
-No cześć, o czym tam rozmawialiście?
-O niczym, chodź usiądź, a ja pójdę coś dla nas zamówić
-Okej, jest spoko, wszystko dobrze – odpowiedziałam lekko zdenerwowana, ale na szczęście tego nie usłyszał, bo już ruszył do przodu.
 Zajęłam wskazane przez niego miejsce. Kiedy się usadowiłam spojrzałam na to co robi Freddie. Podszedł do lady, luźno oparł się o blat, zwrócił się do kelnerki, a teraz z nią rozmawia, a ona ze śmiechem klika w kasę. Co ja robię? Czy ja go podglądam z zazdrości? Czuje się okropnie, ale jak by poczuła się inna dziewczyna widząc chłopaka który jej się podoba z inną dziewczyną. Nie znałam go na tyle by wiedzieć, czy mógłby zrobić jakaś głupia rzecz, wiedziałam tylko, ze jest sportowcem, przystojniakiem i bardzo mi się podoba, choć nie mnie jedynej, okazuje się, ze kelnerce tez wpadł w oko.
Ale on przystojny, ciekawe, czy ma dziewczynę - pomyślała kelnerka
Ma dziewczynę, mnie. Znaczy ja nie jestem taka jego dziewczyna, ale hej jesteśmy na randce to chyba coś znaczy.
Wyszłam z głowy kelnerki i znów spojrzałam na to co się działo przy ladzie. Dziewczyna właśnie wróciła z zamówieniem, na co Freddie przejął od niej tace lekko muskając jej opuszki palców, na co poczerwieniała na twarzy i przygryzła wargę. On to zauważył i pocałował ja w policzek. Nie no to jakiś żart! Mam dosyć, murze się dowiedzieć co on myśli.
Ale ona piękna -rozległ się głos Freddiego w mojej głowie - gdybym nie byl na tej cholernej randce z checia bym sie z nia teraz umówił.
Te słowa które mimo, ze nie wypowiedziane wiedziałam, ze były prawdziwe zabolało, ze wzięłam swoje rzeczy i zanim Freddie zdążył wrócić do stolika wyszłam z kawiarni.
Szlam tak jeszcze przez kilka godzin, w pewnym momencie popłynęły mi już łzy, usiadłam na jakiejś ławce i po prostu ryczałam. Po kilku godzinach siedzenia na ławce poczułam krople deszczu na mojej twarz i zanim się obejrzałam deszcz lunął jak z cebra. Spojrzałam na swoje mokre ubrania, na włosy i zimna dłonie, spojrzałam przed siebie, a jedyne co słyszałam to ostatnie myśli Freddiego.
-Rebecca?- rozległ się dobrze mi znany głos, miałam nadzieje, ze to tylko halucynacje. Po co on tu przyłaził? Niech to nie będzie prawda.
-Rebecca czemu tu siedzisz, przeziębisz się - poczułam cieple dłonie oplatające mnie i momentalnie poczułam się jak przy kominku.
-Jestem taka głupia - wyjąkałam przez nos - ja tak naprawdę byłam dla niego nikim, kolejna dziewczyna która wykorzysta, ani na moment się mną nie zainteresował, on wręcz żałował, ze się ze mną umówił, o wiele bardziej wolał jakąś obca dziewczynę. - wykrztusiłam z siebie i położyłam chłopakowi głowę na ramie przy okazji popłakując.
-Chciałem ci to powiedzieć, Maya i Eliza mówiły, ze to jest kretyn.
-i chyba miały racje. Żałuje tylko, ze przyszłam na ta głupią randkę
-Ej spokój, ludzie się uczą na błędach - uspokoił mnie Josh po czym dodał - no chodź, czas wracać do domu - i wyciągnął rękę żeby pomoc mi wstać, złapałam ja i po chwili stałam już na nogach
- Zaczekaj. Eliza ci tłumaczyła, ze Freddie jest zły? -zdziwiłam się, bo to oznaczało, ze chciała mi pomoc.
-Okazuje się, ze jest coś czego Eliza nie znosi bardziej od nowych osób, to Freddie, podobno kiedyś złamał jej serce.
-Dobrze wiedzieć
-Ej co ty chcesz zrobić?
-Spróbuje do niej dotrzeć, chodź opowiem ci szczegóły mojego planu u mnie w domu, a jakby moja mama się pytała gdzie byłam to robiliśmy razem projekt i trochę się przedłożyło.
-Czy ty okłamałaś swoich rodziców?
-Ja...co...nie, ja tylko nie powiedziałam im całej prawdy, jak oni by się zachowali gdybym powiedziała im, ze idę na randkę, już sobie wyobrażam - i na serio wyobraziłam sobie mamę mówiąca ,,moja kochana mala dziewczynka ma chłopaka, będzie buzi buzi'' - uwierz mi, tak było lepiej.
-Dobra uznam, ze nic nie słyszałem i po prostu nie będę się odzywać
-Okej
Wiem, ze miałam zerwać z nim kontakt dla jego bezpieczeństwa, ale to przecież mój przyjaciel i nie potrafię tego zrobić, tak jak on nie potrafiłby zostawić mnie. W moim życiu może i istnieje niebezpieczeństwo, ale jestem pewna, ze gdy ono nadejdzie będę potrafiła go obronić. Przyjaźń nade wszystko.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziś walentynki moi kochani, dostaliście jakąś walentynkę, opowiedzcie o tym, ja nie dostałam, ale nie smucę się, walentynki nie są dla mnie, bardziej wole zakończenie roku szkolnego. No cóż, ale nie można siedzieć bezczynnie, więc z koleżanką zrobiłyśmy kawał dla takiej jednej dziewczyny. Oprócz tego na przerwie mieliśmy karaoke. Uszy mnie bolą.

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 10



Kłamczucha. Kłamczucha. Kłamczucha. Kłamczucha. Kłamczucha
-Nieeee, ja nie chciałam! Zostaw Nieeee! Aa aa!
Okłamałaś ją. Okłamałaś
-Nie, nie. Ja nie chciałam. To jej wina.
To twoja wina. Twoja wina
-Aaaaaaaaaaa
Obudziłam się. Uff to tylko sen. Zero poczucia winy, jest dobrze. Która godzina? Siódma trzydzieści? Przecież ja zaraz spóźnię się do szkoły! – ogarnęła mnie panika, w takim stanie rzuciłam się do szafy.
Wrzuciłam na siebie szybko przypadkowe ubrania i wybiegłam z domu. Miałam dziesięć minut żeby dobiec do szkoły, znaleźć klasę i pogadać z Mayą. No może te drugie nie jest koniecznością. Żart.
Nie zdążyłam się przypatrzeć żadnym szczegółom otaczającym mnie, byłam za bardzo zajęta, musiałam jak najszybciej dobiec do  szkoły, a ja w bieganiu nie byłam najlepsza. Miałam czwórkę z wychowania fizycznego i to taką naciągniętą czwórkę.
Wpadłam do klasy równo z nauczycielem. W piątki pierwszą lekcje mieliśmy całym rocznikiem, czyli to znaczyło, że w tej samej klasie była i Maya i Eliza i Josh. Dostrzegłam go z daleka. Siedział koło jakiegoś kolesia którego nie znałam, ale po jego drugiej stronie było wolne krzesło. Zajęłam je i szybko zaczęłam wyciągać z torby książki.
-Rebecca co się stało? – szepnął do mnie, a  ja zdziwiona odpowiedziałam mu:
-nie wiem o co ci chodzi
-spójrz na swoje ciuchy-i momentalnie to zauważyłam. Miałam na sobie bluzę mojego brata którą schowałam przed nim w ramach żartu, biała koszulkę z takim dekoltem, ze aż wystawał mi kawałek czarnego stanika, jakieś stare dresy i obcasy mojej mamy.
-Zaspałam i musiałam w pośpiechu wybrać…no to- wskazałam na ten ohydny komplet. Już wiedziałam, ze dzisiaj będę pośmiewiskiem szkoły.
-Fajny ciuch Steel od kogo pożyczyłaś, od klauna? – rozległ się szyderczy głos Amber. Odwróciłam się w stronę z której dobiegał jej głos.
-A ty skąd masz swój? Obrabowałaś zoo?- rzuciłam w jej stronę z szyderczym uśmiechem. Moja uwaga była trafna ponieważ Amber i jej dwie psiapsióły: Ryley i Rayley które tak naprawdę nazywały się: Bonnie i Clara miały na sobie sweterki w panterkę, krótkie spódniczki i wydekoltowane koszulki. Gdyby tylko miała dziś na sobie ten swój płaszcz w zebrę. Okazało się jednak, ze nauczyciela moja uwaga nie śmieszy.
-Rebecca Steel proszę nie rozmawiać – odezwał się pan od techniki. Jak to możliwe, ze gdy Amber coś mówi nauczyciele siedzą cicho, a  jak ja się odzywam to od razu jakby wracają do rzeczywistości. I gdzie tu sprawiedliwość?
Gdy zadzwonił dzwonek szybko spakowałam swoje rzeczy i ciągnąc za sobą Josha wyszłam z klasy unikając szyderczego wzroku Amber.
-Ty to widziałeś?! Tą żmije? Za kogo ona się uważa!
-Rebecca spokój, rozumiem, ze Amber zachowała się głupio i nauczyciel możliwe, ze też nie był sprawiedliwy, ale już po wszystkim – próbował mnie uspokoić chłopak, jednak ja byłam w tak wybuchowym nastroju, że nic się nie dało zrobić.
-Po wszystkim? Ty sobie ze mnie kpisz? Widzisz jak ja wyglądam? Ona mnie nie zostawi w spokoju, już po mnie, a najgorsze, ze pewnie przez to nie będzie…
-Czego twojej randki? – spytał ze złością. Rozzłościłam Josha, tego spokojnego chłopaka?
-Tak, a żebyś wiedział, a co zazdrosny?
-Chciałoby się, po prostu pragnę ci przypomnieć, ze ktoś się ściga i jak masz zamiar ukryć to przed Freddiem?
-Wyczuje, gdy będzie się zbliżać i będziemy go unikać
-Nie chce być irytujący, ale powinnaś pójść do tej Jane.
-Po co?
-Żeby ci pomogła.
-Rany teraz zaczynam żałować, że ci to wszystko opowiedziałam.
-dobrze, ze to sobie wyjaśniliśmy – powiedział i odszedł, a ja zdobyłam się jedynie na bezdźwięczne ,,Czekaj!’’.
Czemu jestem taka głupia? Nawaliłam po całej linii.
-Steel to ty? – rozległ się męski głos, a ja tylko błagałam, by to nie była ta osoba o której myślę
-Cześć Freddie, jak tam u ciebie – przywitałam się ze sztucznie promiennym uśmiechem.
-Co ty masz na sobie?
-A to – wskazałam na swoje łachy – to to taka nowa moda.
-Nie słyszałem o niej
-Bo to jest Nowo Zelandzka moda- wytłumaczyłam – to z jutrem aktualne?
-Chyba tak, czekaj, daj mi to przemyśleć – powiedział i sobie poszedł.
Brawo Rebecca nie dość, że Josh jest na ciebie obrażony, to jeszcze musiałaś zrazić do siebie Freddiego? Chyba gorzej być nie może.
Tak, tak myślałam. Ale wtedy pojawiła się Amber. Kiedy znasz Amber lepiej pamiętać, ze zawsze może być gorzej.
-A oto nasze nowe pośmiewisko szkoły. Dziewczyny róbcie zdjęcia, to unikat – zagruchotała wskazując mnie dziewczyną i wyszczerzając przy ty zęby do chłopaków.
-Amber lepiej sobie daruj
-Oj Rebciu ty mnie chyba nie znasz. Ja i odpuszczanie nie chodzimy w parze. A właśnie mam tu dla ciebie zaproszenie na bal Halloweenowy, nie martw się, nie musisz się przebierać, przyjdź jak stoisz. – wręczyła mi ulotkę i śmiejąc się ruszyła korytarzem razem ze swoją świtą.
Widziałaś jak ona jest dzisiaj ubrana?- rozległ się głos którego nawet nie zdążyłam zweryfikować, bo po chwili odezwał się kolejny.
Zazwyczaj ubiera się okropnie, ale to to już chyba jakieś żarty.
Nikt nie ma gorszego gustu od niej
Porażka
Wracaj do zoo, Amber dobrze gada, jesteś dziwadłem
Głowa mi pękała od tych wszystkich głosów które jedynie mnie obrażały, szydziły. Teraz w końcu rozumiem jak przydatna jest ta moc. Mogę dowiedzieć się kto mówi prawdę, odhaczyć kłamców, zatrzymać prawdziwych przyjaciół, a póki co nikt taki nie istniał, no dobra był dopóki się na mnie nie obraził.
Boże tymi ciuchami to ona już mnie kompletnie dobiła – rozległ się głos Elizy
Nadchodzą. Eliza z Mayą, nie jestem gotowa na kolejne ośmieszenia, a do tego z ich strony, przecież one mogą mówić jedno, a myśleć drugie i to raczej ich myśli przeważą nad wszystkim. A ja szczerze, wolałam tych myśli nie poznawać.
Zanim zdążyłam się wycofać podeszła do mnie Maya.
-Cześć Rebecca
-O hej Maya - odpowiedziałam bez entuzjazmu
-Chciałam się zapytać czy ta randka z Freddiem to na serio?
-Tak...znaczy wczoraj była, nie wiem co dzisiaj. - i dla wytłumaczenia wskazałam na swoje ubrania.
-Słuchaj, obiecaj, ze jeśli on odwoła ta randkę ze względu na twoje ciuchy to nigdy już się z nim nie spotkasz
-Ale czemu, przecież to zrozumiale czemu się tak zachowuje
-Zrozumiale, ze jest płytki?
-Oj przestań
Nie wiem jak ona może tego nie widzieć, to kretyn, ale lepiej nic nie mówić, jeszcze weźmie to do siebie.
Dlatego właśnie nie lubię czytania w myślach, można się dowiedzieć więcej niż się chce, ale czasami to jest silniejsze ode mnie, czasem słyszę mimo, ze nie chce, jakby to panowało nade mną, nie ja nad tym, ja była jego mocą, zamiast to moją.
-Ok to nara - z rozmyślania wyrwał mnie glos Mayi, ale kiedy podniosłam głowę do góry jej już nie było, za to było słychać ciche przeklinanie Elizy.
Jednak mam szczęście. Freddie nie odwołał randki, jedynie stwierdził, ze musiałam mieć zły dzień, ale poprosił, żebym tak się nie ubrała na randkę i spróbowała ładnie wyglądać. Da się zrobić...chyba. Wyciągnęłam z szafy wszystkie ciuchy jakie miałam i zaczęłam szukać, wiedziałam, ze mama nie zgodzi się na nowe ciuchy, a nie mogę jej powiedzieć, ze mam randkę, bo jest przekonana, ze idę się uczyć.
Moj pokój wyglądał jak pobojowisko, na podłodze sterta ciuchów, na komodzie porozwalane kosmetyki, a to wszystko w rytmie głośnej muzyki mojego ulubionego zespołu.
Rodzice są wściekli - pomyślałam, wręcz czułam tą złość mamy, gdy siedziała spokojnie słuchając muzyki klasycznej i czytając jedna ze swoich ulubionych powieści,, Harmonijna melodia". W tej części Barbara odkrywa dopiero zdradę swojego ukochanego który walczy ze śmiercią. Czyli tak w skrócie tandetne romansidło, które za pewne skończy się tak, ze albo on umrze albo ona. Po co czytać książki w których zakończenie jest z góry założone.
Ściszyłam lekko muzykę. Lepiej nie denerwować mamy przed moją randka.
-Mam, znalazłam! - wykrzyczałam po czym szybko zakryłam sobie usta. Ekscytacja przed nauka w sobotnie popołudnie może być lekko podejrzane.
Mam, mam! - powtórzyłam tym razem w myślach i przycisnęłam do piersi kawałek materiału. Była to stara koszulka którą przywiozła mi kiedyś kuzynka, bluzka była w kolorze granatowym i miała duży dekolt, moja kuzynka ma trochę inny styl niż ja, więc tej koszulki nigdy nie założyłam, oczywiście teraz tez nie chciałam jej ubierać, ale Freddie chciał żebym wyglądała ładnie, a to chyba jest ładne.
Pospiesznie wcisnęłam na siebie obcisłą koszulkę, a do tego założyłam koturny, dżinsy rurki i czarną skórzaną kurtkę. Było dziwnie. Tak niewygodnie, bałam się, że się wywalę, a w rezultacie wygłupię,  a najgorsze jest to, ze w takich butach jest lekki problem z uciekaniem, sama nie wiem po co chce uciekać, może dla bezpieczeństwa jakby mnie jakiś pedofil chciał dorwać. Pedofil Mikołaj! Mam dziwne skojarzenia.
Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze, czułam się gruba i zbyt krzykliwa, jakbym była jakąś tanią laską, a ja nie chce, wole być postrzegana jako spokojna, naturalna dziewczyna, a nie jako ktoś kto kiedy się schyli pokazuje innym swój stanik w kwiatki.
Potrzebuje pewności, ze to co robię jest słuszne i w pełni świadome. Nie chce potem tego żałować.
-Rebecca! - rozległ się krzyk mamy dochodzący z dolnego pietra.
-Już idę! - odkrzyknęłam jej. W tym momencie już wiedziałam po co wolała mnie mama, ale niestety nie było już odwrotu.
-Proszę Josh wejdź do środka -zdążyłam zejść akurat na scenkę, gdy mama z uprzejmością i gracja układając się w formacje słonia pokazywała Joshowi żeby wszedł , a ten natomiast z ciekawością i jakimś takim ognikiem w oczach wszedł do środka.
-Ekhem- odchrząknęłam żeby dać znać o swojej obecności, mama od razu przeszła wzrokiem po nas, poczerwieniała, a na końcu dodała:
-Córeczko masz miłego chłopaka
To nas tak zdziwiło, ze w tej samej chwili oboje powiedzieliśmy:
-My ze sobą nie chodzimy!
-Josh jest moim przyjacielem -wyjaśniłam zakłopotanej mamie
-Dobrze to ja może zostawię was samych- oznajmiła nam mama i nadal zaczerwieniona jak burak poszła do kuchni.
-Czego tu chcesz?!-rzuciłam w jego stronę od razu gdy mama zniknęła z horyzontu.
-Wiem, ze się pokłóciliśmy- zaczął chłopak dziwnie spokojny. Jak to możliwe, ze mimo tamtej kłótni on tak po prostu tu przychodzi i się tłumaczy, ale to słodkie- ale to nie zmieni faktu, ze jesteś moja przyjaciółka i potrzebujesz mnie.
-Ja eee...muszę już iść- wypaliłam, minęłam go i wybiegłam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział wydaje mi się strasznie nierealistyczny, a w rezultacie gorszy od poprzedniego, bo tam przynajmniej były momenty z których się śmiałam. Dziękuje wszystkim za genialne pomysły na temat zastąpienia tego określeni ,,magiczni ludzie''. Najbardziej spodobały mi się pomysły: Wyobrażeni, ale też Uzdolnieni, oczywiście ten pomysł, żeby nazwa była w innym języku jest super, na pewno ją wykorzystam. 
A teraz mam do was jeszcze jedną prośbe. Umie ktoś z was pisać wiersze? Tematyka dowolna. Zrobimy z tego taki mały konkurs. Są dwa miejsca, a zwycięzcy dostaną ode mnie dedyk, ale oczywiście nadsyłajcie łasne propozycje nagrody, rozpatrze je i możliwe, ze dodam. A więc do dzieła poeci naszej blogsfery!

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 9

Ważna informacja pod rozdziałem!


Pisk. Drzewa. Niebo. Wrzask. Ból. Kroki. Tyle pamiętam z ostatniego dnia. Już mieliśmy z Joshem wyjść z lasu gdy dopadło mnie cos w stylu dźwięku na który reagują jedynie muchy, inni nic nie słyszą, a one cierpią. W takim razie jestem muchą która srogo zapłaciła, bo podleciał za blisko. Czy to jakieś ostrzeżenie ,,Zostaw to, to nie jest twoja sprawa’’? Ale to była moja sprawa, to coś, już od początku zdecydowałam się to po prostu nazywać cieniem, chciało mnie dopaść z nieznanych mi powodów. Teraz jednak nie mogę się tym nawet zająć, bo leże uziemiona przez rodziców łóżku od trzech dni. Musieli się strasznie wystraszyć, bo teraz spoglądają na mnie jakbym postradała zmysły, albo już umierała. Ich myśli też nie wróżą niczego dobrego. Wygląda na to, ze jeszcze trochę sobie w łóżku poleżę.
Ja tak nie wytrzymam! Cały dzień gier, facebooka, twittera i blogowania zaczął mi się już nudzić. Stworzyłam nawet mój pierwszy wpis na blogu:
Jak znam swoje szczęście nikt nigdy nie odkryje mojego bloga, ale wydaje mi się, że ja to pisze bardziej dla siebie, żeby móc gdzieś przelać te emocje gdzieś, a  potem móc to wszystko jeszcze raz zobaczyć i przypomnieć jak to wtedy było.
To co ja tu mogę napisać. Może napisze co się u mnie wydarzyło jeszcze przed tym jak wylądowałam w łóżku z egzemplarzem książki ,,Porady dla zdruzgotanych nastolatków’’ którą zaproponował mi mama, a mówiąc zaproponowała mam na myśli wciśnięcie mi jej do rąk i ogłoszenie, że za tydzień spyta mnie co wyciągnęłam mądrego z tej książki. Mam już nawet odpowiedź dla niej ,,Kiedy mama próbuje ci wynaleźć jakieś zajęcie, uciekaj, uciekaj’’. To dość dobra i trafna porada, bo serio był rozdział o matczynych poradach, ale raczej kończył się zdaniem ,,a więc każda porada mamy od serca jest dobra’’, chociaż wiem, że nie powiem tego mamie, bo tylko wywołałabym u niej niepotrzebną złość. Wracając do ostatnich wydarzeń, to najnormalniejsze z tych wszystkich wydarzeń to to, ze zdobyłam przyjaciela, nazywa się Josh i już dwa razy uratował mi tyłek, ale nie stało by się to, gdyby nie mniej normalna sytuacja, a mianowicie pewien cień który postanowił mnie zaatakować akurat na pierwszej lekcji. Tak wiem co sobie teraz myślicie ,,ona jest jakaś psychiczna’’, ,,cienia nigdy nie widziała, to jest całkiem normalne’’, ,,cienie nie atakują szajbusko’’, no przynajmniej takie by były pod tym postem komentarze, ale ja dobrze wiem, że żadnych nie będzie. Potem po lekcjach poszliśmy z Joshem do lasu, fajne miejsce spotkań, nie. Tam trafiliśmy w dość tajemnicze miejsce, normalnie jak z horroru, a na końcu, przy jeziorze, był… no właśnie ten cholerny cień. On chyba mnie śledzi, ale to raczej nie mój cień. Udało nam się uciec, ale to jedynie dzięki mojej mocy czytania w myślach (tak wiem, ze nikt w to nie uwierzy, ale to prawda), ale niestety nie wyszłam z lasu, ogłuszył mnie jakiś dziwny zgrzyt i zemdlałam. Takim właśnie sposobem trafiłam tu, ale na tym pewnie skończę. Nie mam czasu na bloga, ani tak dobrej wyobraźni, chociaż kiedyś chciałabym napisać książkę. Eh marzenia.
Odłożyłam laptopa na półkę i postanowiłam trochę się poruszać i zejść na dół po płatki. Miałam niezłą sposobność do jedzenia płatków Gabe’a, tylko trzeba uważać, bo on czasami lubi wracać wcześniej niż powinien np. unikając jakiegoś tekstu, z powodu randki, albo po prostu ze zwykłego lenistwa.
Wyjęłam z szuflady ulubione płatki Gabe'a i z satysfakcją wrzuciłam je do miski, po czym zalałam mlekiem.  Od kilkunastu lat walczę z moim bratem o te płatki, chociaż to tylko przykrywka, tak naprawdę chodzi o cale lata i wszystkie rzeczy które nawzajem sobie zrobiliśmy. Klocach się o płatki znajdujemy byle jaki pretekst do sporów.
Wzięłam łyżkę i włożyłam cukrowe płatki do ust. Po chwili odleciało mi się ich,  a może to strach, ze w każdej chwili może wpaść do domu. Tak to jest, gdy robimy cos czego nam nie wolno, męczą nas wyrzuty sumienia. Wróciłam do stolika i wtedy zauważyłam kartkę z numerem Freddiego. Kiedy wróciłam z kawiarni zostawiłam ta kartkę w kurtce i o niej zapomniałam, a teraz pewnie mama ja zauważyła kiedy brała kurtkę do prania i uznała, ze to cos ważnego i nie wolno tego wyrzucać, ani prac. I to prawda, to cos bardzo ważnego.
Wiedziałam, ze Freddie dal mi ten numer sam z siebie, ale kto wie, może to jakiś paskudny kawal, może mnie nie rozpozna, tak czy siak strasznie bałam się zadzwonić.
Wyciągnęłam rękę,  ale po chwili ją cofnęłam, jednak za chwile znów ją wyciągnęłam, złapałam kartkę i podeszłam do telefonu stacjonarnego ( od kiedy bezmyślnie zniszczyłam swoją komórkę musze z niego korzystać i sądzę, ze potrwa to jeszcze jakieś trzy lata). Wprowadziłam numer i złapałam słuchawkę, a jedyna myśl jaka krążyła mi w tym momencie w głowie to ,,raz kozie śmierć’’ i tak mnie ta ,,koza’’ strasznie rozbawiła, że gdy w słuchawce rozległo się ,,halo’’ musiałam wstrzymać oddech żeby wyhamować śmiech i nie zaryć jak świnia do telefonu.
-Kto mówi? – dodał po kilku sekundach ten sam głos
-Rebecca – rzuciła tak, że pewnie ledwo mnie zrozumiał
-Rebecca, Rebecca Steel spotkaliśmy się parę dni temu w kawiarni, dałeś mi swój numer
-O już pamiętam, dość późno zadzwoniłaś
-Tak, bo na początku miałam w ogóle nie skorzystać z tego numeru, to znaczy, jasne, że chciałam do ciebie zadzwonić, tylko ja…
-Spoko mała, jest dobrze.
,,Mała’’, że ja? A co tam będę się czepiać, to przecież Freddie on musi być na luzie, a ja powinnam się cieszyć, ze mnie w ogóle pamięta.
-To może chciałabyś się gdzieś umówić – zaproponował, a ja poczułam, że zaraz zacznę piszczeć jak te wszystkie fanki gdy spotykają swoich idoli
-Z chęcią – odpowiedziałam trochę za niskim głosem
-Wszystko z tobą w porządku?
-Tak tak, to tylko taka lekka chrypa, wyleczę się
-Spox widzimy się w sobotę w barze, oks?
-Dobra – odpowiedziałam, a on się rozłączył.
Mam randkę – pomyślałam i aż musiałam to powiedzieć na głos, bo inaczej bym nie uwierzyła:
-Ja mam randkę z Freddiem!
Złapałam znowu za telefon, wykręciłam numer i zanim ktoś zdążył się odezwać po drugiej stronie, wrzasnęłam:
-Mam randkę!
-Co? – rozległ się zdziwiony głos Josha
-A sorry pomyłka – powiedziałam i rozłączyłam się, po czym znów wykręciłam numer i wrzasnęłam:
-Mam randkę z Freddiem!- tym razem w słuchawce rozległ się pisk szczęścia Mayi.
-Nie wierzę, to cudownie.
-Tak wiem, dopiero październik, a ja już idę na randkę z takim przystojniakiem
-Nie no Reb jak ja ci zazdroszczę
-Teraz trzeba zeswatać ciebie i Jake’a
-Oczywiście…co…znaczy nie!
-Ciii Maya – uciszyłam przyjaciółkę – ja się tym wszystkim zajmę. To nara – i odłożyłam słuchawkę. Pewnie teraz Maya odchodzi od zmysłów, ale jakoś trzeba było jej pomóc.
Teraz pozostał tylko jeden problem:
Jak przekonać moich paranoicznych rodziców, że nic mi nie jest i, że nie zemdleje idąc do szkoły, a co dopiero przekonać ich, żebym mogła pójść na randkę?
Przecież ta ich opiekuńczość kiedyś mnie zabije. Mimo szesnastu lat wciąż uważają mnie za dziecko i nie chcą się mną z nikim dzielić.
-Kochanie – rozległ się radosny krzyk mamy.
-Już idę- odpowiedziałam i wbiegłam do przedpokoju. Stałą tam mama w wiosennej kurtce, dżinsach, szpilkach i pełnych torbach z zakupami.
-Pomogłabyś mi?
-Co?...a tak, już – zabrałam jej siatki i zaniosłam je szybko do kuchni zanim mama zdążyła się do końca rozebrać.
-Mamuś – podbiegłam do niej ze słodkim uśmiechem – wiesz ja tu już trzy dni siedzę i wydaje mi się, że czuję się lepiej.
-Pokaż czoło- rozkazała mama
-Ale mama ja wcale nie miałam gorączki
-Nigdy nic nie wiadomo, no pokazuj czoło – odsłoniłam czoło, a mama przyłożyła mi ciepłą rękę, po chwili zdjęła ją i powiedziała – okej jest w porządku.
-Czyli mogę jutro iść do szkoły – zapytałam uradowana
-Wykluczone- na dźwięk tych słów spochmurniałam – posiedzisz tu sobie do soboty.
-Nie wliczając soboty?
-Włącznie z sobotą – poprawiła mnie mama i ruszyła żwawo nadal w swoich czarnych szpilkach w kierunku salonu.
-Ale mamo ja miałam plany na sobotę
-A jakież to plany są ważniejsze od twojego zdrowia i mojej psychiki. Wiesz jak ja bym się bała gdybym cię gdzieś puściła?
-Ale nie mogę unikać ludzi, życia, trzeba z tym walczyć, a nie tak po prostu się poddać
-Oglądasz za dużo filmów sensacyjnych –odpowiedziała siadając na kanapie- kochana nie ma mowy, od poniedziałku jesteś wolna, ale teraz siedzisz w domu. – dodała stanowczo i już wiedziałam, ze nie ma siły, ale sekundę po tym gdy pomyślałam, że już po mnie przypomniało mi się, że ja przecież umiem czytać w myślach, mogę się dowiedzieć co mama naprawdę myśli.
Co się z nią dzieje? – rozległ się w mojej głowie głos mojej mamy – Najpierw zemdlała co prawie przyprawiło mnie o zawał, ja jej pozwoliłam tydzień nie chodzić do szkoły, a ta nagle chce tam wracać. Może ma tam jakiegoś chłopaka. Tfu tfu, to niemożliwe …– no dzięki mama, wypomnę ci kiedyś tą twoją wiarę we mnie i moje zżycie uczuciowe- …ona na pewno by mi o tym powiedziała. – a, to wszystko wyjaśnia – A teraz chce jeszcze gdzieś szlajać się z tymi jej znajomymi, no gdyby to chodziło o szkołę to jakoś bym to przeżyła, ale tak nie jest.
No i mnie olśniło. Nie powiem, żeby te olśnienie było jakieś super, bo ono sprowadziło na mnie jedynie serie kłamstw, a na koniec poważne kłopoty i upokorzenie.
-Właśnie mama, bo z tym wyjściem
-Już powiedziałam, nie ma mowy i swojego zdania nie zmienię
-Tak wiem, ale my mieliśmy robić projekt do szkoły – skłamałam
-Projekt do szkoły? Trzeba było tak od razu powiedzieć, to o czym jest ta wasza praca?
-To jest…z chemii…o działaniu różnych pierwiastków w życiu codziennym – palnęłam na szybko
-Bardzo ciekawe, no jasne, ze możesz pójść, tylko wróć szybko
-Dobrze mamo, kocham cię
-Ja ciebie też- i przytuliłam się mocno do mamy, chociaż w mojej głowie kłębiły się przerażające myśli.
Kłamczucha.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wypalił mi ten rozdział, ale opinie zostawiam już wam. Weszłam na jednego bloga i teraz patrze, że mam dość nieprofesjonalne opisy. Smutas T.T
I teraz jeszcze prośba, ci co czytali poprzednie rozdziały, pamiętają jak Jane tłumaczyła Rebecce o co chodzi z tą mgłą, powiedziała wtedy ,,magiczna osoba'', ale według mnie to brzmi tak nieprofesjonalnie i prosiłabym, żebyście spróbowali wymyślic nazwę dla takich ,,magicznych ludzi'' jak w pięknych istotach itp.

Obserwatorzy