Dziś jest
ten wielki dzień, bal halloweenowy.
Na ten
moment czekałam...od kilku dni. Ale długość czekania nie ma znaczenia, a
ten dzień w
którym ma się wszystko wydarzyć. Dzisiejszy dzień niestety z góry
zwiastował
katastrofę. Zaczęło się od pięknej jesiennej pogody za moim oknem,
potem z
ciuchami w reku idąc do łazienki przewróciłam się. A czemu? Bo cala
podłoga była
zalana. Wtedy z pokoju wyszedł mój braciszek Gabe cały ociekający
wodą.
-Możesz się wytrzeć?! Moczysz podłogę- poprosiłam poirytowana.
-Siostra nie
pieklij się tak, przecież nic ci się nie stało, a skoro już
siedzisz na podłodze to możesz ją umyć?- po czym rzucił w moja stronę mop i
wiadro. - dzięki - powiedział do mnie zanim chamsko zamknął drzwi od łazienki.
Ja natomiast spędziłam pol godziny przez co spóźniłam się do szkoły. To było
moje
pierwsze spóźnienie w życiu, i do tego pierwsza lekcja był angielski z
panią Violettą.
Jak nie
trudno się domyślić, miałam przechlapane i gdyby nie dobroć pani od
angielskiego miałabym uwagę za wagary przez co mama zapewne nie puściłaby mnie
na bal.
Kolejne lekcje ciągnęły się niemiłosiernie. Nauczyciele w ogóle nie
odczuwali
tego klimatu podniecenia, cóż się dziwić, większość z nich będzie do
końca życia mieszkać z bandą kotów.
-I jak tam humor przed balem - spytał się mnie w pewnym momencie Josh
-Lekko
zdenerwowana, wystraszona, podekscytowana, a na koniec mogę dodać, ze
mam niestrawności.
-Takie
uczucia? Przecież to zwykły bal szkolny.
-Josh to
moja pierwsza taka impreza, zazwyczaj byłam tylko ja i książka, dziś
będzie inaczej. I właśnie tego się boje, bo jak...no..jakby coś poszło nie tak
to ja...
-Ej spokój,
nic nie pójdzie źle, idziemy przecież tam razem.
Nie miałam pojęcia czy miał na myśli jego i mnie, czy cala nasza paczkę, ale
czy to ważne, grunt, ze nie samemu.
-Cisza!!-
wrzasnął na nas nauczyciel na co oboje umilkliśmy, a on powrócił
do prowadzenia
lekcji której i tak nikt nie słuchał.
-Naprawdę
nie masz się czym martwic- pocieszył mnie Josh
-Wiem - ale
to nie takie proste jak się wydaje''chciałam powiedzieć, ale
wolałam już
bardziej nie denerwować nauczyciela.
Tak naprawdę
to było okropne, wiesz coś, ale niepewność i strach bierze gorę,
a w
rezultacie sama wszystko niszczysz, a to wszystko przez strach przed
kompletna
klapa. Także jak uniknąć klęski? Może wystarczy po prostu rozluźnić
się i dobrze się bawić? Ale teraz z reguły nadchodzi pytanie jak się
rozluźnić,
nie da się tego zrobić tak chop siup zwyczajnie o tym mówiąc,
trzeba działać.
Lekcje skończyliśmy o szesnastej, a mój strasz pogłębił się, bo przez cały
dzień nie widziałam Elizy, a ona miała mi dzisiaj przynieść moją sukienkę.
Czyżby postanowiła dzisiaj nie przyjść do szkoły? Mogłam zrobić to samo,
uniknęłabym przynajmniej tego stresu. Ale z nim kiedyś w końcu trzeba się
zmierzyć.
Jednak znalazłam jakiś sposób, by powstrzymać swe myśli od balu. Słuchałam
rozmów innych, wyłapywałam ciekawe wątki, najciekawsze było słuchanie kto z
kim idzie na
bal. No tak było ciekawe dopóki nie dowiedziałam się z kim idzie
Freddie.
-Amber- przywitałam się z udawana dobrocią, a tak naprawdę miałam ochotę jej
wypruć flaki.
-A czemu ty się do mnie odzywasz? -spytała z wyższością w glosie
-Słyszałam,
ze idziesz a bal z Freddiem
-No ta, ładni ludzie muszą się wspierać
-Aha
-Normalnie,
by mnie to nie obchodziła, ale nie chce wyglądać w oczach innych
na zołzę,
wiec opowiedz mi z kim ty idziesz na bal.
-Z Joshem
-To wy teraz
jesteście parą?
-Nie, nie my
idziemy jako przyjaciele -wytłumaczyłam jej ze śmiechem myśląc
nad tym co
ta Amber ma w głowie.
-Każdy na początku tak mówi- powiedziała do mnie i nie czekając na moja reakcje
ruszyła dumnie korytarzem.
Cala Amber- pomyślałam.
Słuchanie czyichś myśli jest zajmujące, ale nie na długo. Po rozmowie z Amber
wyszłam ze szkoły do domu gdzie czekała już na mnie Eliza.
-Czemu cię
nie było w szkole?- spytałam od razu, gdy do niej podeszłam.
-Potrzebowałam
czasu na dokończenie tego - i wyciągnęła z torby czarny
materiał.
-Idealnie.
***
Godzina
dwudziesta pierwsza, jestem w drodze na bal. Mam na sobie piękna
kreacje ze
strychu udoskonaloną przez Elizę. Doszłam przed budynek szkoły,
gdzie już stała Maya w pięknej czerwonej sukience, do tego conversy i czerwone
rogi diabla. Wyglądała na lekko zdenerwowana.
-Maya
wszystko w porządku?- spytałam przyjaciółkę
-Nie, nic
nie jest w porządku, zaraz przyjdzie Jake, a ja chyba zaraz
spanikuje i ocieknę - zapiszczała Maya.
-Nie masz
powodu, wyglądasz pięknie.
-Ale tak się
nie czuję.
-Po prostu
bądź sobą i będzie dobrze.
-Ja ci
mowie, ze nie dam rady.
-Co się
dzieje?- do tej sytuacji nagle dołączyła Eliza. Miała na sobie
piękną czarna suknie z koronkami i diamentami na dekolcie.
-Maya
panikuje -wyjaśniłam.
-O patrz
Maya, idzie Jake.
-To ja uciekam - chciała zwiać, ale w ostatniej chwili złapałam ja za sukienkę i
zatrzymałam.
-Maya uwierz
w siebie, na pewno będzie dobrze.
-Rebecca
czasem nie potrzebne są zachęcające słowa, a zachęcające pchniecie -
i zanim Maya zdążyła się zorientować co się dzieje pchnęłyśmy ja prosto w
ramiona
Jake'a.
-Lepiej
zostawmy ich samych- powiedziałam do Elizy po czym weszłyśmy do szkoły.
W szkole spotkałyśmy Masona, więc zostawiłam go samego z Elizą i ruszyłam
dalej w
poszukiwaniu Josha. Znalazłam go kolo szafek i od razu do niego
podeszłam.
-Maya jest z
Jake'iem, Eliza jest z Masonem, idziemy?- i wyciągnęłam w jego
stronę rękę,
a on ja złapał i weszliśmy na sale.
Sala
gimnastyczna w ogóle nie przypominała codziennej sali w której
odbywały się
mecze i apele. Dziś jednak nie pachniało tu potem i starta guma,
a jakimiś słodkimi perfumami? Ważne, ze atmosfera była o wiele przyjemniejsza
niż przez pozostałe trzydzieści dni w roku.
Z sufitu zwisały pajęczyny, pająki, i inne ohydztwa.
-Trochę
przypomina mi to ten las gdzie był cień.
-Tak, odrobinę, ale tamto to była natura, a tu to bibuła i plastik.
Gdy weszliśmy na sale od razu poczułam się jakbym latała. Muzyka z
głośników i
piękne dekoracje wpłynął na mnie jak dobry kopniak.
-Chodź,
zatańczymy- zaproponowałam chłopakowi
-My? Razem?- zdziwił się Josh
-No, a co
myślałeś głupku, że tyle się szykowałam, by spędzić wieczór
pod ściana?
No chodź.- i pociągnęłam go na parkiet,a on ruszył niepewnym
krokiem.
Okazało się,
że Josh nie tańczy najgorzej, ważne, że nie deptał mi po
stopach.
Po jakimś
czasie na parkiecie spostrzegłam również Elzę z jej chłopakiem
i Maye z
Jake'iem, ci drudzy szybko gdzieś zniknęli.
-Pójdę po coś do picia- szepnęłam, a on tylko pokiwał głową na znak, ze tu
poczeka. Ruszyłam przedzierając się przez tłum ludzi dopóki na kogoś nie
wpadłam.
-Przepraszam- wykrztusiłam z siebie.
-Nie to ja
przepraszam...ze nie zauważyłem cię wcześniej- w moja stronę
odwrócił się chłopak o czarnych włosach ubrany w ciemne kolory. Najbardziej
zwróciłam uwagę na jego oczy, najpierw wydawały mi się jakieś diabelskie, cale
czarne, ale
teraz to były zwykle oczy w których dostrzegałam dziwne płomyki.
-Zatańczymy?
- zaproponowałam z niewiadomego mi powodu
-Jasne- odpowiedział, chyba mi się wydawało, ale widziałam jakby się
uśmiechnął szyderczo. Jednak coś dziwnego kazało mi o tym zapomnieć i iść na
parkiet. Przetańczyliśmy cala noc.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i mamy kolejny trochę spóźniony rozdział, i przepraszam za to. Jestem właśnie po pierwszym dniu testów gimnazjalnych, które mimo stresu okazały się proste. Jutro czeka mnie matma i przyrodnicze, czyli prawdziwe piekło. Ale wam życzę miłego rozdziału (trochę długi), właśnie teraz zaczyna się rozkręcać.